Zjeść głowę cukru. Ilustrowana historia kuchni nie tylko dla dzieci



Ta książka, to kulinarna podróż przez epoki, regiony i smaki. Podróż ciekawa, smaczna, czasem zaskakująca i … obrzydliwa! Warto się w nią udać, bez względu na wiek. Wcale nie musicie być miłośnikami gotowania. Wystarczy, że lubicie ciekawostki i pięknie wydane książki. 

Zjeść głowę cukru. Ilustrowana historia kuchni nie tylko dla dzieci
tekst: Małgorzata Kur
ilustracje: Małgorzata Kwapińska
Wydawnictwo Kocur Bury, 2019



Podróż zaczynamy w czasach, gdy ludzie jadali „muchy z bobem na obiad”. Tak brzmi tytuł pierwszego rozdziału. Cóż, gdy nie potrafiono jeszcze rozpalać ognia nie było łatwo… Ludzie musieli się sporo natrudzić by coś zjeść. A jedli to, co udało im się zebrać w lesie, na łące czy w wodzie. Rośliny, grzyby, korzenie, jaja ptaków, larwy, ślimaki i owady… Te nieprzetworzone pokarmy znikały w ich brzuchach i nie syciły na długo… A upolowane, surowe mięso, jeśli już taka okazja się zdarzała, trzeba było zjeść zanim się zepsuło. 
Przełom nastąpił, gdy człowiek nauczył się rozpalać ogień. Od tej pory zaczęła się rozwijać sztuka kulinarna, ale nie tylko o tym jest ta książka. Pięknie wydana, podzielona na 22 rozdziały zawiera mnóstwo ciekawostek z historii kuchni, które uzupełniają często dowcipne ilustracje. Dzięki niej poznacie sposoby gotowania bez naczyń (pierwsi ludzie nie mieli przecież garnków i patelni), poczytacie o hodowli zwierząt i roślin (i wcale nie będzie to nudne!), produkcji chleba (i obecnie niezliczonych ich rodzajach na całym świecie), uświadomicie sobie (jeśli jeszcze tego nie wiecie), że ziemniak, najbardziej popularne warzywo w Polsce przybył do naszego kraju dopiero w XVII wieku z Ameryki Południowej. Co ciekawe, dość długo trzeba było podawać szczegółowe przepisy jak go przygotować, bo ludzie często jadali go na surowo i pewnie nie byli nim zachwyceni. Natomiast fasola, która przybyła do Europy z Indii i Ameryki Południowej wzbogaciła inne strączkowe – groch i bób, którym żywili się do tej pory nasi przodkowie. Tanie i łatwo dostępne mięso w średniowieczu, sprzedawano na straganach, bez chłodni i lodówek! 

Każdy rozdział tej książki to mnóstwo ciekawych, lekko podanych informacji i wiele ciekawostek, które będą atrakcyjne również dla dorosłych. Z jakich zbóż robi się różne rodzaje kasz? Gdzie i kiedy zaczęła się historia sera i z czyjego mleka się go wytwarza? (ten z mleka renifera jest najdroższy!). Skąd wzięły się u nas przyprawy i jak je fałszowano? 
Słodki rozdział poświęcony jest oczywiście tematowi słodyczy. Czy wiecie, że kiedyś zepsute zęby były symbolem zamożności, bo cukier był towarem luksusowym? Czy dzisiejsze młode pokolenie zjadło by ze smakiem papkę z kaszy lub mąki wymieszane z wodą i posłodzoną miodem? Takim deserem dość długo musiały się zadowolić dzieci. Produkcja cukru rozpoczęła się dopiero w XIX wieku. W średniowieczu sprowadzano go w postaci wielkich brył zwanych głową cukru, a potem rąbano na kawałki. Jego spożycie rośnie z roku na rok, a dane mówiące ile zjadamy go w ciągu roku są .. przerażające… 
Jest tu również rozdział o naturalnych sposobach leczenia, które związane oczywiście były z różnymi produktami kuchennymi. Czym się leczono i jak to pachniało? Zapewniam, że niekoniecznie ładnie… Ale nie wątpię, że często pomagało! Ząbki czosnku w nosie na katar. Okłady z liści kapusty na wrzody, a na stłuczenia tłuszcz z mięsa. Tak radzili sobie ludzie, którzy nie mogli skorzystać z apteki. 
„Czterdzieści chudych dni” to rozdział, który mówi o tym co jedli ludzie, kiedy pościli przed świętami i jak czasem kończył się taki post (oj, dla niektórych tragicznie niestety…).


Poznacie jedzenie dla milionerów i jedzenie dla koneserów. Pierwsze obrzydliwie drogie, drugie okropne w smaku (dla nas Europejczyków). Dowiecie się co jadano w czasie wojny i jak wyglądają posiłki podawane na pokładach samolotów i statków kosmicznych.

Przyznam, że lektura tej książki sprawiła mi ogromną przyjemność i dostarczyła wielu ciekawych informacji. Jako bonus mamy na zakończenie pięć przepisów ze starych książek kucharskich. W tym m.in. „Placek do kawy naprędce”.
Szczerze polecam tę pięknie zilustrowaną historię kuchni. Sami zdecydujcie, czy kupicie ją sobie czy… dziecku :-) To może być też świetny pomysł prezent!
Przy okazji polecam Wam również blog kulinarny Autorki - Pularda. Stół sprzed wieków, na którym odtwarza przepisy ze starych książek kucharskich.

Komentarze