Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów



O takich książkach marzy każdy miłośnik ilustracji dziecięcej z dawnych lat. Dzięki Barbarze Gawryluk możemy cieszyć się tym zbiorem wspomnień zaklętych w ilustracjach.To jednak nie tylko zbiór pełen obrazów, ale jak podkreśla Autorka, wydobywanie z niepamięci nazwisk zapomnianych twórców.

Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów
Barbara Gawryluk
Wydawnictwo Marginesy, 2019


Dwadzieścia cztery ważne postacie. Siemaszko, Grabiański, Gaudasińska, Stanny, Pokora, Wilkoń, Butenko… Po chwil namysłu wielu z nas jest w stanie przywołać obrazy z książek i pism dziecięcych, które ilustrowali. Są tu też artyści zapomniani, rzadko wznawiani, których ilustracje pamiętamy, lecz nie potrafimy skojarzyć z konkretnym nazwiskiem. 
Ukochana książka obecnych 40-latków to „Dzieci z Bullerbyn”. Tylko niewielu czytelników wie, kto stoi za stroną graficzną kultowego wydania tej książki. To Hanna Czajkowska, która wyspecjalizowała się w ilustracjach do szwedzkiej literatury dla dzieci, sprawiła że myśląc o tej książce mamy przed oczami żółtą okładkę z dziećmi na miotłach.

Książka Barbary Gawryluk to opowieść o ludziach, którzy wywarli wielki wpływ na kilka pokoleń czytelników, lecz niektóre z nazwisk przepadły w otchłaniach naszej pamięci… Jak różne były ich drogi, jak radzili sobie po tym, gdy na rynek weszły zachodnie, kiczowate ilustracje? Wspomnienia, anegdoty, rozmowy z bliskimi twórców, członkami ich rodzin uzupełniają prace artystów.

Piękne, wyjątkowe, nie zawsze pełne koloru (ograniczały to możliwości druku, jakość papieru) ilustracje pozostały w naszej pamięci, choć tekst i fabuła opowieści nie zawsze.
Makaronowe włosy bohaterów ilustracji Ewy Salamon, oszczędne czarno-białe rysunki Leonii Janeckiej do tomu „Serce”, cudowne koty Danuty Konwickiej, Mama Czarodziejka Janiny Krzemińskiej, mroczne i tajemnicze ilustracje Antoniego Boratyńskiego, migdałowe oczy Króla Maciusia na ilustracjach Jerzego Srokowskiego, niezapomniana postać Pyzy oraz Jacka i Agatki stworzone przez Adama Kiliana, Krasnal Hałabała Zdzisława Witwickiego, Miś Uszatek, słoń Dominik, Plastuś – Zbigniewa Rychlickiego, Ferdynand Wspaniały stworzony przez Kazimierza Mikulskiego i ilustracje Szancera, tak znane dzięki wielu wznowieniom „Akademii Pana Kleksa” i „Baśniom” J.CH. Andersena. Ten artysta ma na swoim koncie ilustracje do ponad 250 książek dla dzieci!



To były dobre czasy dla czytelników i dla ilustratorów książek dziecięcych. „Wydawało się dużo książek, a teksty dopasowywało do ilustratorów” – wspominała Krystyna Michałowska, która specjalizowała się w rysowaniu smoków i gdy pojawiły się baśnie chińskie, to do niej trafił tekst. Książki osiągały niewyobrażalne nakłady, np. seria książeczek „Poczytaj mi mamo” miała średni nakład 500 tys.

W rozmowach z Barbarą Gawryluk ci, żyjący lub ich spadkobiercy przyznają, że wielu z nich zrezygnowało z malarstwa na rzecz ilustracji. Ilustrowali pisma dla dzieci („Miś”, „Świerszczyk”, „Płomyczek”), projektowali okładki zeszytów, pudełka od zapałek, tworzyli projekty graficzne serii na okładkach książek (kolorowy motylek, jamnik z serii kryminalnych), przygotowywali projekty graficzne kart świątecznych…

Dziś wielu z tych żyjących artystów wiedzie skromny żywot. Ściany niektórych pracowni są puste, bo by godnie żyć, trzeba było sprzedać swoje prace…
„O pamięć chodzi w tej książce przede wszystkim” – pisze we wstępie Autorka. I cudownie nam tę pamięć odświeża. Przywołuje obrazy z dawnych lat, sprawia, że uśmiechamy się na widok postaci z opowieści, które pogrzebaliśmy w pamięci jakiś czas temu. Teraz do nas wracają. Chcemy przeszukiwać nasze biblioteczki, chcemy do nich wracać… Chcemy pamiętać o artystach, którzy za nimi stoją.




„Ilustracja, ilustrowana okładka jest dla mnie ważnym pierwiastkiem każdej książki. Kiedyś ilustracje umieszczane w średniowiecznych inkunabułach nazywano iluminacjami. Iluminacja pochodzi od słowa illuminare – rozświetlać. Niektóre ilustracje są właśnie takimi światłami, które uzupełniają tekst i oświecają naszą wyobraźnię.” – mówił w 2015 roku Adam Kilian.

Nie zapominajmy o tych, którzy rozświetlali nasze dzieciństwo!
* tekst ukazał się pierwotnie na portalu SzczecinCzyta.pl

Komentarze

  1. Mam. Podczytuję. I wspominam :) To dla mnie papierowa kontynuacja niezapomnianego bloga To dla pamięci, uboższa w obraz, ale bogatsza w treść :)
    Ostatnio, będąc w klasztorze na Świętym Krzyżu, podziwiałem iluminowaną stronicę Biblii sprzed lat. Co za kolory!! Nie dziwię się ilustratorom z lat 70. 80., że sarkali, iż ich kolorystyczne fajerwerki na papierze z tamtych lat i z ówczesnymi farbami dawały w druku tylko namiastkę tego co chcieli pokazać :(
    A co do współczesności ... Nie mamy co narzekać, polska ilustracja "dziecięca" ma się bardzo dobrze i nie piszę tu tylko o nagrodach (a tych jest pokaźna ilość), ale o swoim zwykłym, dalekim od fachowego, zachwycie :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz